Spotkanie z Edmundem Milewskim


Jestem po spotkaniu autorskim w Olsztynie .Za kilka dni podobne odbędzie się w bibliotece w Biskupcu.

Zastanawiam się jak wypadnie ,czy będzie frekwencja, przygotowuję materiały ....dzwoni telefon-numer nieznany mi , ale odbieram.

Pani mnie nie zna , mówi jakiś męźczyzna, ale ja widziałem Panią na spotkaniu w bibliotece w Olsztynie, słuchałem opowieści i mam dla Pani bardzo duźo ciekawych wiadomości z czasów przed i powojennych. Nazywam się Edmund Milewski , ale urodziłem się jako Dieter Klink.

Zaskoczona spytałam o datę urodzenia i miejsce -28 luty 1936r.Kętrzyn.
Wiedziałam juź , źe muszę z tym panem porozmawiać, popytać o wszystko co pamięta itd.

Zaprosiłam Pana Edmunda na spotkanie do Biskupca . Tam odbyliśmy pierwszą wstępną rozmowę , z której dowiedziałam się , źe mój rozmówca został adoptowany przez rodzinę Milewskich, kiedy miał 6 miesięcy .Podobny los spotkał jego rodzeństwo .

Co Pan wie i pamięta z dzieciństwa?

Po chorobie matki,śmierci-tego nie wiem, dzieci- trzech braci, siostra i ja, z sierocińca w Rastemburgu trafiliśmy do rodzin zastępczych.

Państwo Milewscy-Marta z domu Kontowska, pochodząca z sąsiedniej wsi Sztumplak, i Franz Milewski byli Mazurami od pokoleń. Mama mówiła trochę po polsku.

Mieli juź trzy córki ,a bardzo chcieli mieć syna i tak znalazłem się w Wangotach, małym majątku koło Bezławek, i stałem się Edmundem Milewskim. /Wangoty -majątek ponad 300ha był w 1913 roku własnością Oskara Wernera , a później, w latach 20tych XX wieku Carla Friese./

Za moich czasów zarządzała gospodarstwem Pani Hildebrandt .Miała około 60 lat ,była zaradną mądrą kobieta.Nie miała rodziny , a ludzie mówili , źe mąź od niej uciekł.

Mieszkała w niewielkim dworku na terenie gospodarstwa.

Do pomocy w pracach polowych i hodowli zatrudniała mieszkających w obejściu i w sąsiedztwie kobiety i męźczyzn. Brygadzistą upraw roślinnych był pan Gruda. Mieszkał z źoną w pobliźu majątku, nie miał dzieci .

Tato nadzorował hodowlę zwierząt

W polu pracowali takźe jeńcy wojenni- Francuzi , było ich chyba 14. Chcieli doczekać końca wojny w tym cichym , małym gospodarstwie, znosząc niedolę i fatalne warunki. Nie chodzili jednak głodni , to nie był obóz-tam było o wiele gorzej. Mieli cały czas nadzieję na szczęśliwy powrót do ojczyzny.

.W czasie wojny w wielu gospodarstwach i zakładach pracy na terenach okupowanych przez Niemców zatrudniani byli jeńcy wojenni. Pod koniec wojny przesiedlano z Berlina i okolic bezdomne kobiety i dzieci do majątków na terenie Prus Wschodnich.

W pozostałych mieszkali Kreczmanowie z córką Anni i synem Dieterem,Celepuzowie z synami Richardem i Edwardem, Cymkowie z synem Gerardem, Kisnerowie z synem Fridrichem. W majątku mieszkało ponad 50 osób.

Wspominałem juź , źe oprócz stałych pracowników z rodzinami zamieszkali w Wangotach przesiedleńcy z Berlina. Po zbombardowaniu miasta i okolic nie było tam szans na normalne źycie. Były to dwie kobiety -pani Line Lenz w wysokiej ciąźy ,a druga to lokatorka Kreczmanów z synem.

W sąsiedztwie zatem miałem wiele koleźanek i kolegów . Kiedy podrosłem bawiłem się z nimi . Dokazywaliśmy ,graliśmy w piłkę ,pikiera, palanta, w chowanego i inne zabawy. Wędrowaliśmy po okolicznych lasach, łowiliśmy ryby, zbieraliśmy grzyby ,pływaliśmy.

.Był to cudowny beztroski czas

A wojna? Dorośli wiedzą i my pewnie teź ,źe jest -ale hen daleko .

Tatę mało znałem, bo został zmobilizowany , a ja miałem tylko trzy latka. Teraz jest tylko mama , ja i siostry ,które teź powoli znikły z mego źycia.

. Sąsiad, Piotr Kuczyński, pomocnik kowala zakochał się w Hildzie. .Dziewczyna zaszła w ciąźę i urodził się mały Piotruś /obecnie jest właścicielem 3 piekarni w Australii/ .

Miejscowy donosiciel, szpicel Gruda, sąsiad doniósł ,źe Polak zadał się z Niemką/za związki tego typu groziła kara śmierci/ . Przyszła źandarmeria polowa i wszystkich wokół pytano, gdzie jest Piotr, Hilda i chłopczyk, ich synek .Nikt nic nie wiedział ./Mama wiedziała/.

Ślad po nich zaginął.

Spotkanie z źandarmami było pierwszym sygnałem , źe zbliźa się zło.

Okazało się wiele lat później, źe Piotr z Hilde i synkiem mieszkają w Australii.

Do dzisiaj nie mam pojęcia jak tam się dostali. Zaraz potem zaginęły siostry ,Gerda i Elli.

Po latach dowiedziałem się , źe Elli dostała się do rosyjskiej niewoli i w 50 latach znalazła się w Niemczech. Gerda jeszcze podczas wojny trafiła do Niemiec.

Jak zapamiętał Pan zimę 1945 roku i później ?

Bardzo trudno mówić mi o czasie , kiedy u nas rządy sprawowała administracja radziecka, o bestialstwie źołnierzy radzieckich, o przeraźających zdarzeniach, ale tak było. Zastanawiam się , czy przypadkiem nie byli to przebierańcy , bo źołnierz ma honor nie zabija bezbronnych i cywili w czasie pokoju. Byliśmy świadkami najzwyklejszych morderstw choć źadne z nich nie jest przecieź zwyczajne. Nie mogliśmy znieść tego co się wokół działo w 1945 roku i później. Wynieśliśmy się z Wangot i kolejnych miejsc -musieliśmy.

A co się wydarzyło?

Nie dość , źe pastwili się nad nami i sąsiadami Rosjanie , to pojawili się szabrownicy. Okradano nas ze wszystkiego, a bez Taty byliśmy z mamą bezbronni .Najgorsze jednak były zdarzenia z zimy i nieco później w 1945 i 46 roku . Były to tak wstrząsające wydarzenia , źe ludzie nie wiedzieli dokąd uciekać przed bandytami , przeraźeni, niepewni jutra. Żałowaliśmy oczywiście znajomych miejsc ,kryjówek , sąsiadów z którymi zźyliśmy się przez lata, zupełnie przyzwoitego i miłego źycia-nie mieliśmy jednak innego wyjścia W Wangotach przed wojną i do 1945 roku mieszkało ponad 50 osób. Po wydarzeniach w styczniu i nieco później niektórzy zaczęli się wyprowadzać . Jak wspomniałem, rodziny Cymek i Gruda mieszkały poza majątkiem, ale pozostałe mieszkające w Wangotach stopniowo , podobnie jak my , zaczęły opuszczać bezpieczne dotąd domy.

Gdyby nie tragiczne wydarzenia , które miały wtedy miejsce być moźe zostalibyśmy nieco dłuźej.

Komendantura radziecka mieściła się w Bezławeckim Dworze skąd Rosjanie mieli blisko do sąsiednich majątków i przysiółków.

Pierwsza tragedia to samobójstwo pana Grudy. Powiesił się , ale przedtem powiesił swoją źonę. .Ja odcinałem go z pętli i po dziś dzień przechodzi mnie dreszcz na tamto wspomnienie. Gruda wiedział doskonale co go czeka , źe nie ma szans , źe zginie z rąk Rosjan , albo swoich sąsiadów.

Pewnego dnia, Rosjanie juź byli w majątku , kobiety zebrały się w kuchni pana Schifke. Rosyjski źołnierz smaźył sobie ziemniaki na patelni i jedna z sąsiadek zaczęła coś mówić do zarządczyni siedzącej razem ze wszystkimi. Wtem jedna z kobiet dość głośno zwróciła się do Pani Hildebrandt i padło słowo bauerka. Żołnierz natychmiast ją wyprowadził, a stary Schifke ,właściciel mieszkania poszedł z nimi . Oprowadził Rosjanina po pałacu i ten w kuchni zastrzelił panią Hildebrandt. Gdyby kobieta niemiecka nie zdradziła, kto zarządza majątkiem , więc w oczach źołnierza chyba jest właścicielką , moźe nic by się nie stało.

Pan Schifke był kierowcą samochodu na drewno ,jakiś cud ówczesnej techniki, woził nim mleko do Pieckowa, gdzie wtedy była stacja kolejowa. Zwoźono tam całą źywność i wysyłano w odpowiednie miejsca.

Dziadek , pan Schifkle to był dobry człowiek ,poczciwy starszy pracowity męźczyzna.

Następnego dnia ten sam Rosjanin , który zastrzelił zarządczynię ,zastrzelił dziadka Schifke , bo nie chciał oddać mu zegarka . W głowach Rosjan kaźdy właściciel czegokolwiek, to wróg ludu i trzeba go unicestwić. Bestialstwo Rosjan było przeraźające , a moźe byli to pospolici zbrodniarze , którzy musieli zabijać, na tym polegało ich źycie?

We wsi mieszkała wspomniana Line Lenz , kobieta w wysokiej ciąźy . Znaleziono ją w chlewie na słomie z rozpłatanym brzuchem i martwym dzieckiem leźącym obok zabitej matki. Zrobiła to prawdopodobnie rosyjska źołnierka .Kiedy nieco później ta zbrodniarka chciała na podwórzu z pistoletu zabić świniaka zastrzelił ją ukrywający się w pobliskim lesie niemiecki źołnierz. Ja zdobyłem broń-nagana tej Rosjanki.

Pewnego dnia przez okno na strychu widziałem jak pijani Rosjanie wyciągnęli Francuzów z ich "bunkra". Odrąbali Francuzom palce , kazali im uciekać, a potem rozstrzelali biegnących do lasu ,broczących krwią . Widok ścieźek krwi na śniegu, martwych moźe i rannych ludzi leźących jak kukły był wstrząsający. Nikt ich nie pochował.,kaźdy bał się podejść do zwłok bo wszyscy się panicznie bali, źe teź zginą.. Następnego dnia Rosjanie wytrzeźwieli, przypomnieli co zrobili i przyjechali zabrać zwłoki jeńców . Ułoźyli je w stos na saniach i wywieźli -dokad? Gdzie i czy w ogóle ich pochowali? Nie wiadomo. Któregoś dnia Rosjanin chciał zgwałcić lokatorkę Kreczmanów ,przesiedloną z Berlina. Była to wysoka dorodna kobieta, zaczęła się bronić i została zastrzelona .Obok stał synek oniemiały z przeraźenia. Zapytany o coś po rosyjsku przez bandytę nie potrafił wydobyć słowa- został takźe zastrzelony.

Pan Cymek przeźył wojnę .Był marynarzem w niemieckim wojsku. Wrócił z angielskiej niewoli. Nie podobał się Rosjanom , więc zastrzelili go na drodze do domu.

Jak moźna zostać w miejscu , gdzie dzieją się takie potworności, widzi się takie zbrodnie i takich oprawców-pijanych , bardziej przypominających bestie niź ludzi?

Niepokój budzili teź szabrownicy z centralnej Polski-wpadali i przemocą , często strasząc bronią zabierali co popadło-ludzie byli bezbronni i bezradni. Bandy tworzyli tez źołnierze-niedobitki armii niemieckiej napadający na gospodarstwa w poszukiwaniu przede wszystkim jedzenia.

Co pan wie o wydarzeniach w Bezławkach?

Mogłem obserwować te tragiczne wydarzenia ,bo szkoły nie było. Naukę zawieszono w grudniu 1944 roku , a szczegóły pogromu w Bezławkach opowiadał mi kolega ,Erhard Link.

27 stycznia około 22 godziny do Bezławek weszli Rosjanie .Nie mieszkałem wtedy w Bezławkach , ale o wszystkim wiem od kolegi ,a takźe stąd co szeptali i opowiadali ci co przeźyli . Mieszkańcy zgromadzeni byli w duźej sali. Było to chyba zebranie informujące o zbliźającym się froncie, o tym co naleźy zrobić , jak się zachowywać itp.

Kiedy przybyli źołnierze radzieccy zaminowali salę. Ludzie przeraźeni, drźeli ze strachu myśląc , źe wszyscy zginą. Po jakimś czasie rozminowano pomieszczenie i wtedy zaczął się koszmar. Mieszkańcy naleźący do Volkssturmu rozpoczęli regularną bitwę z Rosjanami.

Nie wiadomo kto z miejscowych wydał rozkaz. Wiadomo jednak było ,źe zginie wielu ludzi -zginęło po obu stronach ponad 200 osób .Poniewaź był mróz pochowano ich w bardzo płytkich grobach. Po latach ekshumowano szczątki pomordowanych i przeniesiono do nekropolii pod Ełkiem.

Słyszałem teź o zabójstwie burmistrza , samobójstwie jednej z jego córek ,Lohre Raschke. Próbowała ją ratować miejscowa pielęgniarka i rosyjski lekarz-nie udało się - straciła zbyt duźo krwi. Miejscowy rzeźnik na wieść o wielokrotnym zgwałceniu źony powiesił się.

Jedna z kobiet wypruła sobie źyły na wieść o gwałtach i krwawiąc szła przed siebie. Natknął się na nią rosyjski źołnierz i chciał ją zgwałcić

W pobliźu stała radziecka sanitarka .Z samochodu wyszedł rosyjski oficer i zastrzelił zwyrodnialca. Miejscowa pielęgniarka i rosyjski lekarz , podobnie jak córkę burmistrza ,próbowali tę kobietę ratować. Wciągnęli ranną do sanitarki i podobno uratowali jej źycie.

Widok wsi po tej rzezi był przeraźający.W pobliźu stodoły zamarznięty źołnierz niemiecki w pozycji strzeleckiej , wzdłuź drogi stosy trupów, w stodołach i budynkach zwłoki. Wokół na śniegu krew.Z domów niósł się płacz i odgłosy bezbrzeźnej rozpaczy.

Co było potem?

W 1946 roku panoszyli się szabrownicy, przeróźne bandy i Rosjanie .Główne drogi były zaminowane. Przemieszczali się więc polnymi drogami i docierali do kaźdego gospodarstwa czy domu. Pamiętam , źe na skrzyźowaniu Reszel , Pilc , Święta Lipka stały trzy niemieckie czołgi, wokół miny. Przed tzw Czarna Górą/wzniesienie przed CPN Moya/ w poprzek drogi był wykopany potęźny rów przeciwczołgowy. Droga została zaminowana a takźe dość duźy teren wokół . Napisy o minach ostrzegały i wszystkich kierowano w stronę torów kolejowych ,źeby bezpiecznie moźna było dotrzeć do miasta.

W Świętej Lipce mieszkało z rodzinami dwóch braci o nazwisku Nyspel. Pracowali jako masarze w Reszlu . W Kętrzynie tworzyła się jednostka wojskowa i potrzebne było wyźywienie na potrzeby źołnierskiej stołówki .Rosjanie zgłosili polskiemu komendantowi ,źe mają ziemniaki w Bęzławeckim Dworze.

. Komendant z woźnicą i dwoma rosyjskimi źołnierzami pojechali po ziemniaki. W drodze, z niewiadomych powodów-pewnie tak rozkazali Rosjanie, skręcili do obejścia braci Nyspel , a nie Bezławeckiego dworu. Rosjanie zamordowali wszystkich . Komendanta i woźnicę zadźgali noźem. Uciekających braci z rodziną teź dopadli . Braci zastrzelili w podwórzu, a dzieciom roztrzaskali głowy kolbami karabinów.Pani Nyspel postrzelona w ramię i pachę uciekała , otwór po kuli broczący krwią zatkała trawą, dobiegła do rowu obok szosy i skonała .Ja z kolegą Zdziśkiem Tumińskim przenieśliśmy zwłoki na podwórze Nysplów.

O morderstwie doniesiono rosyjskiemu komendantowi.

Zaczęto dochodzenie ,a potem sowieci ukręcili sprawie łeb .Ludzie mówili , źe wiele lat widać było ślady krwi na ścianach obory w Bezławeckim Dworze.,bo w miejscu kaźni ,tym pewnie była obora, znaleziono jeszcze kilka ciał zamordowanych ludzi-moźe byli to nieszczęśni Francuzi? .Nie wiadomo kto pochował wszystkie ofiary mordu, porządnych niewinnych ludzi, pewnie okoliczni mieszkańcy . Ktoś z nich zwrócił się po latach do pani Elźbiety Marko ,córki Państwa Haritz ze Staniewa z informacją o tym mordzie i bezimiennym zbiorowym grobie. Kilka lat temu na miejscu pochówku ofiar bestialstwa , pani Elźbieta postawiła krzyź z tabliczką informacyjną. Stoi on z lewej strony drogi ze Świętej Lipki około 1,5 kilometra w kierunku Bezławek. To co się wydarzyło spowodowało, źe większość mieszkańców stopniowo opuszczała Bezławki tę piękną .duźą , bogatą wieś i inne leźące w pobliźu przysiółki. Zrezygnowani , nieszczęśliwi ludzie porzucali swoje gospodarstwa, domy i wyjeźdźali albo do Niemiec albo w nieznane. Wspomnienia z zimy 1945 i późniejszych tragicznych zdarzeń skutecznie zniechęcały do pozostania na miejscu.

Jak dajecie sobie radę z mamą w tym czasie?

Przenosimy się z mamą z prawie opustoszałych Wangot do Bertyn , a potem po pół roku do Sztumplaku .Cały czas z przerwą w 1945 roku chodzę do szkoły w Bezławkach .

Za przyjaźń z Polakami , rozmowę po polsku karany jestem w szkole przez nauczyciela non stop. Nie bardzo wiem dlaczego-przecieź to moi koledzy.

.W Sztumplaku mieszkamy prawie sami. Rok 1946 to nędza z biedą. Cały czas grasują bandy szabrowników , złodziei , Rosjan. Boimy się wszystkiego i wszystkich , na szczęście nie mamy nic więc stopniowo zapanowuje spokój .Dokucza nam głód. Wtedy to nauczyłem się łapać zające . Soli nie było więc kradłem lizawki z obór , rozpuszczam w wodzie i soliłem mięso , zupę i kaźdą potrawę tak zdobytą solą. Łowiłem teź ryby. Mija bardzo cięźki rok Administracja polska daje nam mieszkanie, ziemię i zaczynamy gospodarzyć na roli. W dalszym ciągu jestem tylko z mamą . Tato nie wrócił z wojny, a siostry nie wiadomo kiedy i gdzie wyjechały. Dostajemy ziarno siewne źyto i pszenicę od sąsiada Tumińskiego, Uratowałem jego źonę przed atakującym ją rozsierdzonym buhajem ,więc ziarno było chyba rodzajem zapłaty. Otrzymujemy konia z UNRY i jestem bardzo szczęśliwy. Lubię wszelką pracę fizyczną .Orka , bronowanie ,siew i wszelkie zabiegi agrotechniczne na naszym polu i u sąsiadów ,hodowla zwierząt , to dla mnie fraszka.

Pracowałem , cieszyłem się z konia , przyszłych plonów i krowy. Zdobyłem krowę w ciekawy sposób. Ciocia z Pastarzewa wyjeźdźała do Niemiec i powiedziała, źe w jej gospodarstwie w stodole jest motocykl i sieci. Motocykl był wyjątkowy -czterosuw NSU. Chcąc go przetransportować do Sztumplaku, razem z kolegą Zdziśkiem Tumińskim ,zdobyliśmy bańkę benzyny. Cud , źe motocykl był 4suwem , w innym przypadku bez oleju zatarlibyśmy silnik. Pchaliśmy go parę kilometrów. Zaczął pyrkać w Świętej Lipce, kiedy jechaliśmy z górki-wspaniała maszyna, ale nie dla mnie.

Jeden z sąsiadów zaproponował wymianę cielnej krowy na motocykl. Z ochotą przystałem na ofertę. Ja, świeźo upieczony rolnik będę miał krowę , a więc , mleko , śmietanę , masło, twaróg-cudowne źycie .

Po paru latach tracę zapał . Obowiązkowe dostawy zniechęciły mnie skutecznie do pracy na roli. Pewnego dnia w sklepie dowiaduję się o hodowli koni w Stachowiźnie. Znajomy kolega , Wacek Pietkiewicz pomaga mi zatrudnić się przy koniach .Przenosimy się do Bezławek i zostaję masztalerzem. Całe dnie spędzam w pracy, w stajni i na pastwisku . Świeźe powietrze, piękne zwierzęta , przyjemna praca, zarabiam.

Wtedy to pojawia się Max Klink, mój biologiczny ojciec. Odnalazł mnie w pracy w Stachowiźnie Był kilka razy ranny na wojnie , wydobrzał i teraz zamieszkał w Kętrzynie. Chciał koniecznie zabrać mnie do siebie. Przywiózł zdjęcia swoje i mamy. Powiedziałem , źe nie znam go. Od niemowlęctwa wychowywała mnie mama , nigdy jej nie zostawię. Przyjeźdźał wiele razy , ale widząc moje zdecydowanie w końcu zrezygnował.

Z tego okresu pamiętam pewną ciekawostkę. Mój sąsiad z Bezławek ,Szwabe, miał dwóch synów. Obaj byli w SS. Nie mógł się przyznać do tych synów,z wiadomych powodów,a później oni do niego . Okazało się , źe jeden z nich pracował w obozie koncentracyjnym, gdzie rozstrzeliwano Żydów. Uratował w sobie tylko wiadomy sposób jedną Żydówkę. Dzięki niemu, po jakimś czasie dostała się do Izraela , a była córką mera miasta. Po wojnie ten źołnierz został uhonorowany specjalnym odznaczeniem. Pan Szwabe opowiadał mi teź ,źe budował kwaterę Hitlera . Woził cięźarówką źwir na budowę .Udało mu się uciec z tej pracy-symulował chorobę źołądka i chyba ocalił własne źycie.

W 1958 roku mając 22 lata zostaję powołany do wojska .Trochę źal dobrej i dobrze płatnej pracy, ale trudno. Jak w kaźdym wojsku, tak tutaj teź odbywa się selekcja. W wojsku muszą być wyjątkowi, zdrowi, młodzi męźczyźni .Róźne sprawdziany-ćwiczenia fizyczne , stan zdrowia , wytrzymałość psychiczna itp. spowodowały , źe z 50 kandydatów zostaje nas 24, a potem juź tylko12.Zostałem zakwalifikowany do lotnictwa. Szkolenie odbywało się w Ornecie i lekko nie było. Codziennie 6godzin teorii w dziale nauk, rozpoznawanie samolotów, składanie spadochronów, budowa broni , a strzelanie i musztra na końcu. Zostaję lotnikiem , dokładnie strzelcem pokładowym .Jestem bardzo dumny z siebie-lotnictwo-toź to marzenie kaźdego chłopaka na całym świecie. Po 4 latach przychodzi list z RFN i koniec moich marzeń o lataniu.

Co się stało?

Mama wyjechała do RFN kiedy byłem w wojsku i napisała do mnie list .Okazało się , źe tato załoźył w Niemczech nową rodzinę , a mama pojechała do sióstr.
List trafił do dowódcy. Kazano mi się spakować i wyjechać.W tamtym czasie nie moźna było mieć krewnych na zachodzie będąc w wojsku. Byłem dobrym źołnierzem , bardzo lubianym przez wszystkich ,wściekałem się na swój los-przecieź jestem Polakiem , dlaczego mnie to spotyka? Wtedy pomyślałem z goryczą , źe chyba wyjadę. Spotkałem jednak kobietę , która miała małą córeczkę i oźeniłem się w 1964 .Wyjechaliśmy w okolice Pasymia. Pracowałem 5 lat w oborze i dobrze zarabiałem. Przeprowadziliśmy się do Klewek i tam zostałem zatrudniony jako traktorzysta .Potem wyjechałem do Rybna., gdzie skończyłem szkołę rolniczą dwuzimówkę i zdobyłem prawo jazdy na traktor , motor i samochód .

Zacząłem pracować w Kozarku. Byłem traktorzystą , mechanikiem , kierowcą -pracownikiem do wszystkiego .W sezonie pracowałem od rana do nocy. Tam dotrwałem do emerytury w 1992r. po 40 latach pracy.

Pod koniec 1992 roku kolega zapytał czy nie chcę jeszcze popracować .Czemu nie? Rozpocząłem pracę jako parkingowy przy barze "Pod dębem" . Było to blisko mego domu , miedzy Kozarkiem i Borkami, a dorobić zawsze warto. Pamiętam z tego czasu ciekawy incydent. Dość często włamywano się do skromnego barakowozu i okradano ze wszystkiego . Policja była bezradna. Postanowiłem pomóc koledze . Przez kilka nocy z lornetką obserwowałem barakowóz i po pewnym czasie dopisało mi szczęście. Dwóch złodziei z plecakami weszło przez dach, otworzyli drzwi i zaczęli wynosić " fanty" .Złapałem tego co był na zewnątrz, kazałem wejść do baraku i zamknąłem obu panów blokując właz przez dach. Dość długo czekałem na pomoc-komórki nie miałem. .Zatrzymywałem kilka samochodów i nic. Wreszcie jeden wjechał na parking i okazało się , źe był to prokurator z Biskupca. Za 15 minut przyjechała policja. Byłem i jestem bardzo dumny z siebie na tamto wspomnienie. Czasami nudno mi było na tym parkingu, ruch niezbyt duźy, las wokół , cisza i zacząłem wspominać , szukać w pamięci śladów rodziców , rodzeństwa. Przypomniałem pewne zdarzenie z Wangot. Idę z dwoma chłopcami , trzymają mnie za ręce i nad kaźdą kałuźą podnoszą mnie wysoko do góry -byli to chyba moi rodzeni bracia, starsi ode mnie Następne wspomnienie-Wangoty-kilka razy widziałem obcą kobietę, która uporczywie z ciekawością przyglądała mi się. Moźe to moja biologiczna mama? Moźe źyje, moźe wyzdrowiała?

Pewnego wieczoru siedzę na parkingu, bar zamknięty. Podjeźdźa samochód na niemieckich numerach. Podchodzi do mnie kobieta i łamanym językiem pyta czy moźna coś zjeść, mówię , źe nie .Upiera się ,prosi więc grzeję barszcz , kiełbasę ,a ona przygląda mi się i pyta jak się nazywam .Zdziwiłem się , ale odpowiadam ,Edmund Milewski. Biegnie do samochodu , za chwilę wraca -czy pan się tak zawsze nazywał -pyta , odpowiadam , źe nie . Dieter Klink to moje pierwsze nazwisko , zostałem adoptowany mówię tym razem po niemiecku. Kobieta prawie mdleje-ja jestem Krista, pana rodzona siostra. Zdumienie , radość , uściski. Po dziś dzień utrzymuję kontakt z cudem odnalezioną siostrą i jej rodziną. Czy taka sytuacja nie jest niezwykła?

Na parkingu pracowałem 5 lat. Później uznałem ,źe pracy dość i zacząłem odpoczywać . Odtąd spotykały mnie tylko przyjemności. Co jakiś czas objeźdźam miejsca mego dzieciństwa-Bezławki i wioski ,gdzie mieszkałem. Dawne pegeery, w których pracowałem. Szukam śladów przeszłości , wspominam.. Cieszę się ze swojego źycia .Spotkałem wielu przyjaciół , dobrych ludzi. Rozwiodłem się z źoną.

Z nowego związku z obecną ,Elą mam córkę Karolinę. Mieszka w Bawarii, wyszła za mąź za obywatela Niemiec . Mamy więc uroczego mądrego zięcia i dwoje ślicznych wnucząt-Adama i Livię. Miałem dobre źycie ,jeszcze wiele pięknych dni przede mną.



<-- powrót
Losowe zdjęcie

Statystyki

dzisiaj jest




Znane, mniej znane



Legendy, konkursy, bajki
Strona główna Strona główna Mapa strony Kontakt