Pruski wiatr
Starzy mieszkańcy mówili, źe wraz z przyjściem kaźdej zimy na gródek Rastenburg padał złowrogi cień.
Ludzie w większości źyli tu prości, nie znali pisma ani ksiąźek, mieli jednak wiedzę o otaczającym ich świecie i prawach przyrody, która nimi rządziła. Moźna by powiedzieć, źe w okresie zimowym wszyscy stawali się bardziej czujni, ostroźni i wsłuchiwali się w wiatr, który był posłańcem złych wieści, przenikał przez drogi i drzewa. Trafiał do domów i pod koźuchy, w które ubrani byli mieszkańcy osady. Czasami tylko zimny dreszcz ich przenikał, a zdarzało się, źe dotknięci wiatrem odrywali się od swoich codziennych obowiązków i silnie natęźali słuch.
Tak mijały zima za zimą, rok za rokiem. Później nadchodziła wiosna. Ludzie nabierali w płuca ciepłe powietrze, oddychali całą i uspokajali swoje wnętrze.
Chcecie wiedzieć, dlaczego tak się działo? No to Wam opowiem ...
Był środek października roku 1345. Dwaj ksiąźęta litewscy - Olgierd i Kiejstut z zaciekawieniem wysłuchiwali wieści, co się dzieje na zachodzie. Najbardziej interesowały ich ziemie wokół grodu, który wznosił się na bagnie. Ziemiami tymi władali krzyźacy, ale naleźały one wcześniej do prostego, ale pracowitego i bitnego ludu - Prusów. Od ponad stu lat dzielnie znosił on niewolę krzyźacką.
Wspomniani wcześniej Olgierd i Kiejstut słuchali uwaźnie. Wiedzieli, źe krzyźacy są bitni i zawzięci. Mają nowoczesne uzbrojenie i najlepsze konie. To jednak nie powstrzymało ich przed rozpoczęciem przygotowań do najazdu.
Zima tego roku przyszła nagle. Liście drzew straciły swoje kolory i pozwijały się w dziwne kształty. Resztki traw wyschły i okryły się białym nalotem, mówiąc tym samym o zbliźającej się zmianie pory roku. Ziemia powoli twardniała. Podmokłe tereny stawały się bezbronne. Po październiku nadszedł listopad. Kroczył jak posłaniec mający przygotować ludność na nadejście zła. Za nim podąźali Olgierd i Kiejstut, a tuź za nimi nadciągało litewskie wojsko. Z zaciekawieniem, ale i z napięciem rozglądało się dookoła.
Wreszcie Olgierd zarządził postój. Do Rastenburga mieli jeszcze około 10 kilometrów. Mimo źe źołnierze byli zmarznięci, a ich ręce i nogi odmawiały wykonania nawet najprostszych czynności, nie rozpalali ognia, aby się ogrzać. Nie mogli zdradzić, źe znajdują się w pobliźu.
Poranek przychodził powoli, jakby chcąc odwlec to, co miało się wydarzyć. Ziemia Bartów jak najdłuźej pragnęła ochronić swoich synów i córki przed strasznym losem, jaki szykowali im Litwini. Teraz traktowała ich równo, nie zwaźając, czy są to Prusowie, czy krzyźacy. Wszystkich było jej szkoda. Wiatr niczym zdrajca prowadził wroga i pokazywał mu drogę, jak naleźy bezpiecznie podejść pod gród.
Z oddali było widać wysoką wieźę straźnicy krzyźackiej. Zbudowana z drewna pochodzącego z miejscowych drzew miała być wieczna jako symbol wielkości i sławy nowego chrześcijańskiego boga. Wiatr podlatywał do chat i wiał monotonnie, usypiając budzących się ludzi. Pierwsi padli mieszkańcy osady - pogrąźeni jeszcze we śnie bezbronni męźczyźni, kobiety i dzieci. Nie ocalał nikt.
Rycerze krzyźaccy z rykiem niczym lwy rzucili się, aby obronić swoje źycie. Otoczeni jednak ginęli jeden po drugim. Litwini podłoźyli ogień pod straźnicę i płomienie chwyciły grube bale drewna. Próbowały przetrwać, ale wkrótce zamieniły się w pył.
I wtedy znowu pojawił się wiatr. Nikczemny zdrajca rozniósł wiadomość za lasy i jeziora ... Mijał zagrody i gaje. Przelatywał nad rzekami i mieszkańcami, którzy zaczynali nowy dzień, nieświadomi nieszczęścia, jakie spotkało gród na bagnie.
Zapłakał wiatr nad swoją winą, a wnętrze rozdarło mu się na milion części. Zrozumiał, źe stało się coś bardzo złego i obiecał sobie, źe juź zawsze będzie pomagał ludziom zamieszkującym te ziemie. Będzie krąźył po niej i zbierał informacje, a jeśli coś go zaniepokoi, wtedy na czas powiadomi o tym ludzi.
Zuzanna Lesik klasa 5b
Szkoła Podstawowa nr 3 w Kętrzynie
Opiekun: Boźena Kowalczyk - Pietkiewicz
<-- powrót