O dzielnym Wojciechu i pięknej Jadwidze
Dawno, dawno temu w miejscu, gdzie obecnie znajduje się Kętrzyn, rozciągała się dzika puszcza. Przepływająca przez nią lśniąca w słońcu rzeka, bogata w szczupaki, klenie, jazie, płocie i okonie, dzieliła teren na dwie części - północną i południową.
Bór był pełen starych sosen i świerków, potęźnych buków, rozłoźystych dębów i smukłych, cicho szumiących brzóz, w których schronienie znajdowały ptaki. Jagody i poziomki, borówki i grzyby gęsto ścieliły mech, a na krzewach wisiały dorodne maliny i jeźyny. Las roił się od dzikich i niebezpiecznych zwierząt, które były źródłem poźywienia dla źyjącego tam ludu.
Puszczę zamieszkiwały dwa plemiona - Kęty, którzy zajmowali północną część, i Rzynianie osiedleni na południu. Prowadziły one odwieczne boje o przejęcie całego terenu dającego ludziom schronienie przed obcymi wojskami ze wschodu. Przywódcą Kętów był stary Jaszan. Rządził mądrze i ludzie bardzo go szanowali. Miał syna Wojciecha, który był jego prawą ręką.
Pewnego słonecznego dnia Wojciech wybrał się ze swoją druźyną na polowanie. Ciszę w lesie przerywał śpiew ptaków i trzask gałęzi łamanych przez skradających się męźczyzn. Sokole oko Wojciecha w ułamku sekundy wypatrzyło piękną dorodną łanię, która z gracją pokonywała leśne ścieźki. Męźczyzna napiął łuk i juź miał wypuścić strzałę, kiedy zwierzę w jednej chwili zmieniło się w piękną dziewczynę. Jej jasne włosy miękko opadały na ramiona, na głowie miała wianek z kolorowych kwiatów. Szczupłą, zgrabną sylwetkę okalała biała zwiewna szata. Oczy, które ujrzał Wojciech, były najbardziej błękitnymi oczami, jakie widział w źyciu. Zauroczony takim widokiem upuścił z wraźenia łuk, który z trzaskiem upadł na ziemię. W tej samej chwili spojrzenia młodych spotkały się i od razu wiedzieli, źe są sobie przeznaczeni.
Nagle dziewczyna zaczęła uciekać, więc Wojciech bez namysłu udał się za nią. Wiedział, źe jeśli straci ją z oczu, nigdy nie dowie się, kim jest. Jakźe wielkie było jego zdziwienie, kiedy zorientował się, źe niewiasta zmierza w stronę południowej części lasu.
Stój! Poczekaj! Kim jesteś? - zapytał.
Jadwiga, córka Witolda, wodza Rzymian. A ty?
Wojciech, syn Jaszana.
Strach ogarnął dziewczynę i łzy same napłynęły do jej oczu.
- Nie lękaj się, nic ci nie zrobię. Jestem urzeczony twą urodą. Zechciej zostać moją źoną.
- Mój ojciec nigdy się na to nie zgodzi i znów rzuci na mnie czar! - krzyknęła dziewczyna i zniknęła w gęstwinie drzew.
Markotny Wojciech wrócił do domu. Nie mógł przestać myśleć o ukochanej. Marniał w oczach. Zaniepokojony ojciec postanowił znaleźć mu zajęcie i ponownie wysłał go na polowanie.
Z rana druźyna wyruszyła na łowy. Po dłuźszym marszu znów dostrzegli łanię córkę Witolda. Wojciech juź miał zawołać swoją ukochaną, kiedy niespodziewanie łanię zaatakował niedźwiedź, chwycił ją w swoje łapy i nie zamierzał puścić. Młodzieniec bez wahania dobył miecza i ruszył na rozwścieczonego zwierza. Zręcznie wywijał mieczem, aź wreszcie odciął napastnikowi łapę. Ryk zranionego zwierza słychać było w całym lesie.
Wkrótce zbiegli się członkowie obu plemion ze swymi przywódcami na czele. Witold ujrzał zakrwawioną córkę w ramionach nieznanego męźczyzny. Nie wiedząc, co się stało, wyjął miecz i ruszył na niego. Drogę jednak zagrodziła mu druźyna Jaszana. Gniewko, druh Wojciecha, opowiedział wszystkim, co się wydarzyło, a wtedy ojciec Jadwigi podał rękę wybawcy swojej córki i podziękował mu, źe tak odwaźnie stanął w jej obronie. Jadwigę zabrano do osady, gdy medycy robili wszystko, aby uratować jej źycie.
Dniami i nocami Wojciech płakał za swoją ukochaną. Łzy wylewał strumieniami i w niczym nie mógł znaleźć ukojenia. Ludzie mówili, źe wylał jezioro łez.
Po kilku tygodniach do obozu północnego przybył posłaniec z dobrymi wieściami. Jadwiga wróciła do zdrowia i z tej okazji Witold zapraszał Wojciecha wraz z ojcem na wielką ucztę. Radość zakochanego młodzieńca była ogromna.
Gdy zakochani się spotkali, padli sobie w objęcia i przysięgli miłość do grobowej deski. Po długich rozmowach z Jaszanem Witold zgodził się na ślub córki z Wojciechem. W ten sposób plemiona zawarły rozejm i połączyły siły, dając początek plemieniu Kętrzynian.
Do dziś mówi się o miłości Jadwigi i Wojciecha oraz o jeziorze łez wylanych przez zrozpaczonego młodzieńca. Tylko gdzie ono jest? Moźe to właśnie jeziorko w centrum Kętrzyna?
A co się stało z niedźwiedziem?
Niejeden myśliwy, wracając z polowania, opowiadał o zranionym niedźwiedziu chowającym się za świerkami rosnącymi w puszczy, ale nikomu nie udało się go zabić.
Oliwia Góźdź
Szkoła Podstawowa nr 5 w Kętrzynie
<-- powrót