Złotnik, łowcy i potwór


Zastanawialiście się kiedyś, jak powstał Kętrzyn? Pewnie większość z was słyszała historię z niedźwiedziem. Było jednak inaczej. Wszystko zaczęło się od tego, źe jeden z najznamienitszych złotników w Prusach o imieniu Przemir podróźował po tych terenach w poszukiwaniu materiałów do swoich wyrobów. Wędrował wiele dni i nocy, aź wreszcie skończyło mu się picie, więc musiał napełnić manierkę w okolicznej rzece. Rzemieślnik zszedł powoli w stronę rzeki, aby napełnić pojemnik. Jego uwagę przykuł jednak blask wydobywający się z wody. Włoźył rękę do wody i wyjął błyszczący przedmiot. Był to sporych rozmiarów kamień, który wyglądałby jak najzwyklejszy na świecie, gdyby nie to, źe był cały ze złota. Złotnik przyjrzał mu się uwaźnie. Było to najszczersze złoto, jakie miał kiedykolwiek w rękach. Zauwaźył, źe w wodzie skrzyło się jeszcze więcej złotych grudek. Powyławiał wszystkie widoczne i zabrał je ze sobą. Musiał podzielić się wieścią z mieszkańcami swojego grodu.

Słuchajcie mnie wszyscy. Podczas mojej ostatniej wyprawy natrafiłem na rzekę, w której, nie uwierzycie, są kamienie z czystego złota! - obwieścił radośnie Przemir.

Mieszczanie wybuchnęli gromkimi okrzykami na cześć Przemira. Skakali radośnie na wieść o tym, źe ich gród się wzbogaci. Nagle jeden z mieszkańców wystąpił do przodu.

A moźe załoźymy nad tą rzeką osadę? - podsunął pomysł.

To nie jest wcale takie głupie - pochwalił ideę złotnik. - Ruszajmy więc.

Mieszkańcy, z Przemirem na czele, udali się na miejsce, gdzie młodzieniec znalazł drogocenny kruszec. Męźczyzna pokazał im rzekę i znajdujące się w niej szczerozłote kamienie. Towarzysze Przemira wyłowili złoto i postanowili wymienić je na materiały do budowy nowego grodu. Kiedy wrócili nad strumień z wszelkiego rodzaju budulcami, rozpoczęła się wielka budowa miasta.

Mogłoby się wydawać, źe to koniec historii. Nic jednak mylnego. Budowa nie szła za szybko, a Kajko - kasztelan grodu, z którego przenieśli się mieszczanie, był wściekły, źe populacja w mieście tak mocno spadła. Wysłał swoich źołnierzy, aby porywali budowniczych i mordowali kupców. Populacja grodu zmniejszyła się z pięciu tysięcy do trzystu. Poza tym Kajko zakazał handlu z mieszkańcami nowego grodu, więc jego funkcjonowanie stało pod znakiem zapytania. Niektórzy chcieli się juź poddać, jednak złotnik zagrzewał ich do walki.

Słuchajcie. Nie moźemy się teraz poddać. Budowa zostanie niedługo ukończona. Dzięki rzece moźemy przecieź zarobić. Niedługo nasze miasto będzie potęgą, a kasztelan Kajko przegra - przemawiał rzemieślnik.

Jak mamy zarobić, skoro zakazano kupcom handlu z nami? - zapytał jeden z ocalałych mieszkańców.

Będziemy sprzedawać złoto przyjezdnym - oświadczył Przemir. - Przecieź kiedy budowaliśmy miasto, przejeźdźało tędy wielu ludzi.

Zaraz po tych słowach przed bramą pojawiło się dwóch męźczyzn.

Jak widać, juź mamy klientów - skomentował Przemir nową sytuację.

Złotnik pobiegł do przybyszów. Po ich wyglądzie moźna było wywnioskować, źe nie są tutaj, aby handlować. Wyglądali raczej na jakichś łowców. Ich twarze osłaniały ciemne kaptury, spod których wyglądały źółte ślepia. Na sobie mieli pancerze ze skromnymi zdobieniami i coś na wzór szala. Z ich pasów wystawały po dwie kusze i proch, którego duźa dawka mogła zabić nawet wściekłe zwierzę.

Witam - przywitał Przemir. - Moźe w czymś pomóc albo coś zaoferować? - mówiąc to, wyciągnął duźy asortyment ozdób z rzecznego złota.

Nie jesteśmy tutaj po pamiątki - odparł grobowym głosem niźszy łowca.

W takim razie po co tu przybyliście? - zapytał złotnik.

Ten gród jest połoźony nad złotodajną rzeką, prawda? - przemówił wyźszy jegomość.

Tak - odpowiedział rzemieślnik. - Jeźeli chcecie zdobyć trochę złota, to nie ma mowy. Jest nam bardzo potrzebne.

Nic z tych rzeczy - zaprzeczył jeden z wojowników. - Chodzi nam tylko o bestię, która mieszka u źródła rzeki.

Ale tam nie ma źadnego potwora - powiedział Przemir, uznając przybyszów za wariatów. W sumie to nie wyglądali na normalnych. Nawet nie było widać ich twarzy. A co jeśli chcieli zabić pozostałych mieszkańców na rozkaz złego Kajki? Nie ufał im.

Moźemy ci zapłacić za doprowadzenie nas do źródła rzeki - zaproponował wyźszy łowca.

Ale jeśli nas oszukasz - zagroził niźszy męźczyzna - to kara będzie sroga - mówiąc to, przyłoźył kuszę do czoła Przemira.

Dobra, niech wam będzie - zgodził się złotnik. - Trzymaj jednak swojego kolegę z daleka ode mnie - zwrócił się do wysokiego młodziana. - Trochę się go boję.

Nie musisz się nas obawiać - odpowiedział wysoki łowca. - A tak w ogóle to moje imię brzmi Kanimir, a mojego kompana Laminik.

Mnie natomiast zwą Przemir - przedstawił się złotnik.

Łowcy ruszyli za rzemieślnikiem. Szli w przeciwnym kierunku do nurtu rzeki. Pokonywali zarośla, doliny i wzgórza. Przemir szybko się męczył, więc częste przystanki były obowiązkowe. Laminik wreszcie się zdenerwował.

Czy ty musisz ciągle się zatrzymywać?! Gdyby nie ty, dawno bylibyśmy u celu! - krzyczał zdenerwowany łowca.

Gdybym nie ja, w ogóle nie dotarlibyście do rzekomego potwora - odparł spokojnie rzemieślnik.

Laminik juź celował kuszą w Przemira, kiedy głos zabrał Kanimir.

Obaj jesteście siebie warci - stwierdził poirytowany wojownik. - Przez wasze kłótnie tylko tracimy czas, więc podajcie sobie ręce.

Męźczyźni niechętnie uścisnęli sobie dłonie. Podczas wędrówki złotnik nie chciał się juź zatrzymywać ani na chwilę, a Laminik nie odzywał się. Po długiej podróźy kompani dotarli do celu. Była to zacieniona polana na wysokiej górze z jaskinią, z której wypływała rzeka. Wokół nie było źywej duszy.

No i co? Mówiłem, źe tu nie ma źadnego potwora - powiedział złotnik.

Po jego słowach z jaskini wydobył się przeraźliwy ryk. Przemir schował się za Kanimirem.

Coś mówiłeś? - zapytał sarkastycznie Laminik.

Nie - odpowiedział przeraźony rzemieślnik.

Z jaskini wysunęła się przedziwna maszkara. Miała głowę sokoła i ciało węźa. Na głowie rosły gigantyczne rogi, które sprawiały wraźenie, jakby były wyrwane szatanowi.

Dlaczego naruszacie spokój Gubra, władcy tej rzeki? - zapytał potwór.

Chyba się spodziewasz - odpowiedział Laminik, wyciągając kuszę.

A więc chcecie walczyć, tak? A juź się bałem, źe dzisiaj niczego nie zjem - powiedział, rzucając się na łowców.

Wojownicy uskoczyli przed atakiem. Przemir, korzystając z chwili, ukrył się za skałą i obserwował walkę. Widział, jak łowcy strzelali do potwora ze strzał podpalanych, zatrutych i usypiających. Nic to jednak nie dawało. Guber natomiast zadawał wojownikom coraz większe obraźenia. Wreszcie łowcy padli pokonani na ziemię. Coś podpowiedziało Przemirowi, źe musi im pomóc. Męźczyzna wyciągnął zza swojego pasa sztylet, który wykonał ze złota z rzeki, i rzucił się na potwora. Szybkim ciosem przebił Gubrowi głowę, z której wytrysnęła ciecz zielonkawej barwy. Potwór padł martwy. Płyn, który wypłynął zamiast krwi, dostał się do rzeki i popłynął prosto do miasta. Przemira mało to obchodziło. Pomógł wstać łowcom, a kiedy obrócił się, aby zobaczyć ciało maszkary, ono juź płonęło. Najwyraźniej złoto z rzeki miało takźe właściwości samozapalające. Laminik i Kanimir pochwalili czyn złotnika.

Po powrocie ujrzeli gród zalany zielonkawą substancją. Przemir juź miał rozpaczać, źe trzeba będzie zbudować gród na nowo, kiedy na miejscu zgliszczy pojawiło się w pełni wybudowane miasto. Wszyscy myśleli, źe mają przywidzenia. Była to jednak prawda. Nie wiadomo, jak to się stało i raczej nigdy się tego nie dowiemy. Łowcy od razu po powrocie opowiedzieli mieszczanom o poczynaniach Przemira i został on okrzyknięty władcą grodu.

Właśnie taka jest historia Kętrzyna. Jak widać, nie ma nic związanego z niedźwiedziami. Mam nadzieję, źe od teraz będziecie wiedzieć, jak tak naprawdę powstało nasze miasto.

Anna Wyszkowska
Gimnazjum nr 2 w Kętrzynie
Opiekun: Boźena Tomczak




<-- powrót

Losowe zdjęcie

Statystyki

dzisiaj jest




Znane, mniej znane



Legendy, konkursy, bajki
Strona główna Strona główna Mapa strony Kontakt